24 mar 2018

Hatsune Miku - Urodzić od nowa



Tytuł oryginalny: うみなおし
Tytuł romaji: Uminaoshi
Tytuł polski: Urodzić od nowa
Tekst i muzyka: MARETU
Wokal: Hatsune Miku


Bezgranicznie wierzę w przejrzane kłamstwa.
Zauważyłam, zauważyłam.
Ale już za późno, żeby się zatrzymać.

Zostawiałam sczerniałe serce samemu sobie.
Zrozumiałam, zrozumiałam.
Ale już za późno, żeby się pozbierać.

Aa, urodziłam się jako dziecko kogoś takiego.
Ciągle pilnie lekceważona i nieszczęśliwa.
Rozumiem tylko porażkę bycia odrzuconym
i martwą miłość.

Dziewictwo dziewczyny zardzewiało.
Poczułam, że to coś bezużytecznego.
Została mi tylko ponowna rola niewolnicy.
Na tym polega życie.

Zakończ wreszcie ten cykl śmierci i odrodzenia!
Roztrzaskaj go razem z tym światem
i sercem,
i ciałem,
i dotychczasowym niewymiernym spokojem.

Porzuć idoli rosnących w siłę!
Przejrzyj tę poplątaną sytuację!
Chłodno,
rozsądnie
odetnij spaczone pochlebstwa.

Niestety urodziłeś się nie tak, jak należy.
Nieważne, jakbyś się szarpał,
zostało ci tylko
ewidentnie okrutne życie.
Lepiej wytrzyj łzy,
bądź dzielny i poddaj się.
I bądźmy szczęśliwi.

Ach, tak!

Rozpieszczam się przejrzanymi kłamstwami.
Zauważyłam, zauważyłam.
Koniec snu jest już blisko.

Zostawiałam sczerniałe słowa dla ciebie.
Zrozumiałam, zrozumiałam.
Czas pokuty za grzechy jest już blisko.

Aa, urodziłam się w takiej brzydkiej postaci.
Stale chce mi się przez to wymiotować.
Rozumiem tylko porażkę bycia odrzuconym.
i niedoskonałą miłość.

Dziewictwo dziewczyny zardzewiało.
Odkryłam, że to rzeczywiście głupota.
Jeszcze cię nie widać, ale spełnię twoje życzenie:
„Nie chcę się urodzić.”

Zakończ wreszcie ten cykl śmierci i odrodzenia!
Roztrzaskaj go razem z tym światem
i sercem,
i ciałem,
i dotychczasowym niewymiernym spokojem.

Porzuć idoli rosnących w siłę!
Przejrzyj tę poplątaną sytuację!
Chłodno,
rozsądnie
odetnij spaczone pochlebstwa.

Odpuść już wszystkiemu, co żywe!
Uniknij skomplikowanych emocji,
w dłoniach
i w oczach
niewymiernych stanów krytycznych.

Zataczam koło.
Monolog, niebezpieczne myśli.
To prawdziwe oblicze miłości, która prawie mnie pochłonęła.
Patrz teraz! Sarkastyczne słowa niezdarnie wbijają się do lotu.
„Liczy się tylko to, co dzieje się, jak żyjemy.” Narodziny niewinnej fantazji, w której wierzę w to bezgranicznie!
I tak,
ponowne przyjście na świat niewolnicy. Na tym polega życie.

Stopniowa utrata bezpieczeństwa z własnej woli daje dziwne, ale przyjemne uczucie.
W sekretnym pokoju, wyrzucając z siebie ponure słowa, gotuje się następna ofiara.
Skoro doznajesz teraz takich uczuć, to rozumiesz chyba, jak działa ten świat?
Skoro doznajesz teraz takiego bólu, to rozumiesz chyba, co będzie dalej?

Nigdy nie było się z czego śmiać.
Już od dawna
gromadziły się we mnie wspomnienia,
które teraz uderzają mi do głowy!
Z obu oczu leje się i leje.
Rozstańmy się z tym, co już dobiegło końca.

Urodziłeś się nie do końca tak, jak należy.
Nieważne, jakbyś się szamotał,
możesz wybrać tylko
ewidentnie okrutne życie.
Lepiej wytrzyj łzy,
nie wahaj się i ruszaj w drogę, dobrze?
Może urodzę cię jeszcze raz, od nowa?
I bądźmy szczęśliwi.
To nie twoja wina.
(Chyba)

Kagamine Len - Ułudny pianista



Tytuł oryginalny: 幻想ピアニスト
Tytuł romaji: Gensou pianisuto (pianist)
Tytuł polski: Ułudny pianista
Tekst i muzyka: Hitoshizuku i Yamasankakkei
Wokal: Kagamine Len


Ulica drapaczy chmur wykrzywia się wśród jednobarwnych neonów.
Przez szalik z ust wymknęło mi się westchnięcie.
W tej samej kawiarni, co zawsze, zamówiłem gorzką kawę.
Wypiłem ją do dna, nosem wciągając woń lotosów z wazonu.

Niezwykła codzienność genialnego pianisty
jest wypisz, wymaluj niczym idealna historia sukcesu.
Na zazdrosne uwagi i pochwały odpowiadam z uśmiechem,
„oczywiście”, i palcami delikatnie snuję magię.

Może by tak sprawić, by dziś wieczór na scenie rozkwitły kwiaty?
Nadstaw tętniące z wyczekiwaniem uszy i oddaj się w ręce ogrodnika.

W ułudnym ogrodzie, który zakwitł na moich palcach, zapadnij w sen pięciolinii.
Tańczcie wszyscy jak szaleńcy na bankiecie motylich kwiatów.
Dzwony biją i ogród pryska.
Nagle spada deszcz oklasków.
Schowaj zardzewiałe nożyce i uśmiechaj się.

Ulica drapaczy chmur dezorientuje migoczącymi neonami.
Dawniej byłem marzycielem pełnym aspiracji. Kiedy otworzyłem oczy?
W tej samej kawiarni, co zawsze, zamówiłem gorzką kawę.
Wypiłem ją do dna, nosem wciągając woń goryczek z wazonu.

Maski opanowania nie mogę zdjąć tak po prostu.
Jestem przecież idealnym mistrzem rozrywki.
Na pytania o znużenie i wyczerpanie odpowiadam fałszywie,
„ani trochę”, jak zawsze. Palcami dalej tworzę magię.

Może by tak sprawić, by dziś wieczór na scenę spadły gwiazdy?
Nadstaw tętniące z wyczekiwaniem uszy i zaśnij w rękach czarodzieja.

Strzepnij ułudne gwiazdy z palców i poślij je w kosmos pięciolinii.
Rusz w morze spadających gwiazd, wsiądź na wiosłujący księżyc i płyń.
Dzwony biją i niebo pryska.
Nagle zapada mrok oklasków.
Pochłania mnie on wraz z roztrzaskaną różdżką.

Zakopany pod górą bukietów duszę się,
a moje palce krzyczą,
ale muszę ukryć surowe uczucia
i pomachać widowni z uśmiechem….

Na ciało zeszpecone bliznami założę maskę uśmiechu
i z uporem będę odgrywał rolę idola, „idealnego mnie.”
To szaleńczy bankiet błazna, któremu nie ma końca.
Gdyby odkryto moje prawdziwe oblicze, może byłoby mi nieco lżej…
Żartuję!

Spod moich palców wypływa ułudna ballada, na którą rzuciłem czar pięciolinii.
Zniewól wszystkich za sprawą tej olśniewającej melodii i uśmiechaj się.
Dzwony biją i ułuda pryska.
Nagle spada deszcz oklasków.
Przebij moje roztrzaskane serce i śmiej się.
Śmiej się!