7 sty 2014

JAPONIA: Kraj wielkiej tolerancji?!


Barwne zdjęcia Japończyków paradujących po ulicach Shibuyi doprowadzają mnóstwo obcokrajowców - w tym Polaków - w konwulsje spowodowane zachwytem i zazdrością. "Żeby tylko u nas można tak było chodzić po ulicy ubranym, jak się chce, i nikt by nic do tego nie miał!"

Zalewani przez fale Japończyków bardziej lub mniej chętnie pozujących do aparatów dziennikarzy i turystów, dochodzimy do pewnego wniosku: że całe krocie Japończyków tak się noszą - bez żadnej dezaprobaty ze strony społeczeństwa - i że spotyka się ich na każdym kroku. Co nie jest prawdą, gdyż większość nie jest świadoma, iż pokazywane nam obrazy są jedynie cząstką całości.

Prawda jest taka, że osobników reprezentujących przykuwającą wzrok modę uliczną spotkać można w większości w miejscach będącymi ośrodkami kultu ów mody, jak na przykład we wspomnianej wcześniej Shibuyi, której część stanowi słynne Harajuku. Pozostała część ubiera się „normalnie”, a wręcz szaro. Ale jak to?! A tak to, że widywane przez nas kolorowe stroje z ulic Japonii są niczym innym jak wyrazem buntu przeciw homogenicznemu japońskiemu społeczeństwu, a dla niektórych ucieczką od szarej codzienności.

Japończycy nie są tolerancyjnym narodem, wręcz przeciwnie. W języku japońskim istnieje nawet powiedzenie „出る釘は打たれる” (deru kugi wa utareru), co w tłumaczeniu na polski znaczy mniej więcej: „Kołek, który odstaje, zostaje wbity z powrotem na miejsce.” W japońskich biurach roi się od pracowników ubranych w jednakowe garnitury, w szkołach zaś obowiązkowe są mundurki. Wytyczne, których należy przestrzegać, są do wszystkiego - nawet do czynności typu kąpiel. Japończycy są ograniczani zasadami od urodzenia, w każdym miejscu i o każdej porze.

Niektórzy radzą sobie z tym uciekając się właśnie do fantastycznego świata mody, który wielu podczas weekendu poprawia humor po długim, męczącym tygodniu w szkole lub pracy. Są tacy, którzy idą na całość i tworzą własne style, nieraz bardzo intrygujące – dla przykładu shironuri, rozpowszechnione przez Minori. Jednak nie oznacza to, że inni to akceptują lub choćby tolerują i nie uważają tego za dziwne. 


Zapewniam was, że osoby, które pomykały kiedyś po ulicach wystylizowane na ganguro, dla Japończyków są równie nienormalne i niedopuszczalne jak dla przeciętnego Kowalskiego. I nie są w stanie pojąć ludzi z zewnątrz, „gaijinów”, czyli nas – obcokrajowców. My to dopiero jesteśmy dla nich dziwakami! Stąd konkluzja: Japonia nie jest krajem wielkiej tolerancji. Powiedziałabym, że w tej kwestii stoi na poziomie większości krajów pierwszego świata. Jedyna różnica to taka, że Japończycy w większości ignorują tego typu „chodzące anomalia” zamiast wygwizdywać je, jak to u nas się nieraz dzieje.

Od siebie dodam: jeśli chcecie ubierać się w konkretny sposób, róbcie to nie patrząc na innych! Jeżeli będziemy skuleni siedzieć w domu w obawie przed światem zewnętrznym, nic się nie zmieni. A jeżeli będziemy uparcie przeć naprzód, może kiedyś więcej ludzi zacznie nas rozumieć i będziemy mogli wyjść ubrani jak chcemy bez obaw, że ktoś obsypie nas wulgaryzmami, napadnie albo wyśmieje. Ciao! ☆彡

1 komentarz:

  1. Bardzo ciekawy artykuł, mogący wiele powiedzie o Japonii takim nieogarniętym ludkom, typu ja c: Fajnie napisany, miło, że zamieszczasz na tym blogu coś więcej, niż tłumaczenia piosenek. ;)
    Pozdrawiam~

    OdpowiedzUsuń